Hokejowy wynik w meczu Wiślanka Grabie - LKS Śledziejowice
Klasa Okręgowa (Kraków III), 19.04.2014Wiślanka Grabie - LKS Śledziejowice 4:4 (1:2)
Warmuz 7, Kordyl 83, Sikora 86, Anioł 90 - Wołczyk 14 (k), Michalczyk 45, 75, Krauss 80
Sędziował:Paweł Sikora (Kraków)
Żółta kartki:Dziedzic, Domoń - Drobniak
Widzów:100
Wiślanka:Techmański - Domoń, Gołda (83 Lebiest), Anioł, Waś - Trojański (59 Leśniak), Dziedzic, Zięba, Skórzyński (73 Kordyl) - Maśnica (83 Sikora), Warmuz
Śledziejowice:Palczewski - Krauss, Kijowski, Zawalonka, Eumanow - Malicki, Wołczyk, Piszczek (67 Drobniak), Książek (70 Żak) - Michalczyk (87 Postawa), Pamuła
Jeśli w meczu pada osiem goli to samo w sobie musi świadczyć o olbrzymich emocjach. Jeśli dodać, że w spotkaniu tym naprzeciw siebie stanął lider i wicelider, a mecz zakończył się remisem, to tylko dodaje smaczku temu meczowi. Jeżeli w końcu do tego wszystkiego dołożyć fakt iż jedna z drużyn na 10 minut przed końcem prowadziła różnicą trzech bramek, a i tak nie zdołała zdobyć 3 punktów, to powoduje, że mecz śmiało można nazwać wydarzeniem kolejki, a może nawet całej rundy. Takie właśnie emocje, w sobotnie popołudnie, zafundowały kibicom zespoły Wiślanki Grabie i LKS-u Śledziejowice. Goście w 80 minucie zdobyli bramkę na 4:1, ale meczu i tak wygrać nie zdołali. Co więcej, bohaterem gospodarzy został zawodnik, który na początku sprokurował rzut karny, a później zmarnował dwie znakomite okazje do zdobycia bramek.Emocje w tym meczu zaczęły się bardzo szybko bo już w 7 minucie. Właśnie wtedy z lewej strony boiska idealnie do Piotra Maśnicy dośrodkował Jakub Dziedzic. Ten pierwszy zdecydował się na strzał, jednak przez to iż nieczysto trafił w piłkę to ta trafiła do niepilnowanego Mariusza Warmuza i ten z pięciu metrów wpakował piłkę do siatki. Radość gospodarzy nie trwała jednak długo i już po kolejnych siedmiu minutach było 1:1. Wyrównującego gola dla gości zdobył Łukasz Wołczyk, który skutecznie wykonał rzut karny podyktowany za faul Grzegorza Anioła na Macieju Kraussie. W 20 minucie na boisku mogło nie być już Jakuba Dziedzica, który na początku meczu ujrzał żółtą kartkę, a później próbował pokonać bramkarza rywali strzałem... ręką. Arbiter okazał się jednak wyrozumiały i nie ukarał gracza Wiślanki drugą żółtą kartką. Gospodarze szczęście mieli też chwilę później. Tym razem jednak udało im się uniknąć nie straty zawodnika, a bramki bowiem groźne strzały dwóch zawodników Śledziejowic zostały skutecznie zablokowane. W odpowiedzi miejscowi mogli zdobyć bramkę po błędzie bramkarza gości, Macieja Palczewskiego. Ten źle zachował siępo dośrodkowaniu Trojańskiego i piłka trafiła wprost pod nogi Maśnicy, ale napastnik Wiślanki przeniósł piłkę nad poprzeczką. Bramkarz Śledziejowic był też w tarapatach w 44 minucie kiedy zza pola karnego ponownie uderzył Maśnica, ale tym razem Palczewski wybił piłkę na rzut rożny. Tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego w pierwszej połowie, na długie podanie z własnej połowy boiska zdecydował się Kraus, po którym piłka trafiła do wychodzącego na czystą pozycję Michalczyka i napastnik gości dość niespodziewanie wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie.Początek drugiej połowy był najsłabszym fragmentem meczu. Emocje powróciły w 65 minucie, kiedy znakomitą sytuację do wyrównania zmarnował Anioł. Obrońca Wiślanki otrzymał idealne dośrodkowanie od Krzysztofa Zięby, ale strzałem głową posłał piłkę tuż na poprzeczką. Dwie minuty później ten sam zawodnik oddał strzał z linii 16 metra, ale piłka wylądowała tylko na słupku. Na nieszczęście zawodnika gospodarzy i całego zespołu Wiślanki, niewykorzystane sytuacje zemściły się w 75 minucie. Wtedy to do, wydawało się zbyt mocnego podania doszedł Michalczyk i znalazł się w sytuacji sam na sam z Techmańskim, którego z łatwością ominął i skierował piłkę do pustej już bramki. Jakby tego było mało pięć minut później techniczny strzał rogu pola karnego oddał Krauss i goście prowadzili już 4:1. Wówczas wydawało się, że losy meczu są już rozstrzygnięte jednak... był to dopiero początek emocji.W 84 minucie, po zamieszaniu w polu karnym, piłkę "za kołnierz" Palczewskiego posłał Artur Kordyl i zmniejszył stratę gospodarzy do dwóch goli. Miejscowi zwietrzyli szansę i ruszyli do huraganowych ataków. Bardzo szybko, bo już po dwóch minutach, przyniosło to efekt w postaci kolejnego gola. Tym razem, po kolejnym zamieszaniu w polu karnym, piłkę z bliska do bramki głową skierował Paweł Sikora i w ciągu kliku minut z wyniku 1:4 zrobiło się 3:4. To co niemożliwe stało się faktem już w 90 minucie, kiedy to kolejne dośrodkowanie z rzutu rożnego skutecznie wykończył... antybohater poprzednich sytuacji, Grzegorz Anioł. Obrońca Wiślanki idealnie uderzył głową czym doprowadził do euforii na trybunach. Gospodarze w ciągu 7 minut z wyniku 1:4 doprowadzili do remisu 4:4! Czasu na więcej bramek niestety zabrakło i po niesamowitym meczu, lider z wiceliderem podzielili się punktami.
- Nie wiem dlaczego tak się stało. Gdybym wiedział to byśmy tych bramek nie stracili. Na pewno popełniliśmy błędy indywidualne w kryciu. Dwie bramki strzelili nam głową zawodnicy, o których wiedzieliśmy, że potrafią to zrobić i było pod nich specjalnie ustawione krycie. Zawodnicy, którzy ich kryli popełnili błędy. Wiślanka grała prosto, ale potrafiła odrobić straty. My takie mecze musimy wygrywać. Prowadząc 4:1 nie możemy pozwolić sobie na stratę 3 goli w końcówce. To jest lekcja na przyszłość- powiedział wyraźnie niepocieszony trener gościRafał Mazur.
Komentarze